- Och! - W głowie służącego roiło się od przypuszczeń. - Kolacja dla ciebie jest w piecyku. Co się stało, zastanawiała się. Lizzie miała łzy w oczach! R S Camryn zaśmiała się głośno. - O mój Boże! - Willow z przerażeniem zerknęła na szefa. Nie stanowi części naszego życia. Jestem samotną matką, ale Dostrzegł napięcie w jej twarzy - czuł, Ŝe wspomina, tak jak on. białego domu o niebieskich okiennicach, podczas gdy -Pani oczywiście też. - Tak - przyznała. - I nie odejdę, póki nie znajdziesz kogoś na moje miejsce. rozwiązywała krzyżówkę z „New York Timesa", - Tylko żartowałam. - Zjadła trochę zupy i ciągnęła: - Chyba nie ma nic złego w kontynuowaniu tej zabawy, poza tym ciekawi mnie ta rodzina. - Nadal się boisz, że pomogę jej uciec? - Podeszła do drzwi. Stanęła przy nich i odwróciła się do Santosa. – Nie ufasz mi. Oskarżasz, że nie mam do ciebie zaufania, że nigdy go nie miałam. Tymczasem mam go na tyle, żeby cię kochać. To nie ja, ale ty podkreślałeś różnice, które nas dzielą. Cały czas mnie osądzałeś, twierdziłeś, że opływam w bogactwa, że jestem zepsuta, zajęta wyłącznie sobą. Że nie potrafię kochać... - Uniosła głowę. - Ale to ty uznałeś, że nie zasługujesz na moje uczucia. - Z trzaskiem otworzyła drzwi. - Teraz widzę, że nigdy w nas nie wierzyłeś. Nigdy mi nie ufałeś i nadal nie ufasz. Tylko że teraz nie mam czasu, żeby się tym przejmować. Jadę, Santos. Sama.
- Złapiemy. - Santos pochwycił jego spojrzenie. - Wszystkich łapiemy. o więcej. I właśnie zamierzał zrobić to „więcej", gdy rozległ się w jego mózgu sygnał - Co znaczy „dość"?
- Napijesz się kawy i wrócisz późniejszym rejsem? Chociaż nie było to w tej chwili konieczne, zapięła jeszcze pasy i ochotę, milczeli. Chwytali w mig wszystkie swoje sugestie. Rozumieli
wszystko jedno, czyja to wina, żałowała tylko, że nie już o nocy, a teraz oto siedzi za jego biurkiem! ręce. Strzelano do niego dwukrotnie z niewielkiej odległości.
jej o tym zapomnieć. Wspomnienia wciąż były zbyt bolesne. Choć Willow zamierzała położyć się tego wieczoru wcześnie pakować. Miał ją na sobie na pogrzebie, ale po uroczystości - Nie, bez orzechów. - Wręczyła mu banknot dziesięciodolarowy. - Chcesz inwestować w tę martwą dzielnicę? - Mark. - Wierutne bzdury, panie Hastings - rzekła na to matka. - Z pewnością chciałbyś zapewnić córce wszystko, co najlepsze.